1244 typów kabla w ofercie firmy igus

RavenMedia
26.4.2018

Günter Blase założył firmę igus w garażu, gdy Steve Jobs miał zaledwie dziewięć lat. Jobs, legendarny założyciel Apple, swój garaż na fabrykę komputerów zamienił w 1976 roku, gdy igus obchodził już swoje 12. urodziny. Dla obu przedsiębiorców znaczący jednak był początek lat 80-tych.

W 1983 roku Blase uruchomił własne linie produktowe. Z taśm montażowych wtedy właśnie zeszły pierwsze polimerowe prowadniki do kabli. Jak się po latach okaże, decyzja ta wpłynęła na rozwój fabryk chyba w każdej branży. Tak samo jak pierwszy Macintosch, który do sprzedaży trafił rok później, zmienił styl życia ludzi na świecie.

Obaj przedsiębiorcy w swojej działalności mieli nie tylko sukcesy, ale i ciężkie chwile. Po kilku latach od premiery okazało się, że plastikowe, elastyczne prowadnice i produkowane wówczas kable nie chcą współpracować. Paradoksem było to, że oba produkty były jak najbardziej zgodne z obowiązującymi wówczas normami. Tylko klienci nie mieli działającego systemu. Nad firmą Güntera Blase pojawiły się ciemne chmury.

Problem polegał na tym, że plastikowe prowadniki z igusa, w przeciwieństwie do poprzednio stosowanych metalowych, są elastyczne i mogą współpracować w rozwiązaniach, w których kable są cały czas w ruchu. Te, które projektowane były do innych zastosowań, szybko łapały usterki.

Wyjście z tej sytuacji było tylko jedno – igus musiał rozpocząć produkcję własnych przewodów, specjalnie dostosowane do własnych prowadników – mówił Rainer Rössel z centrali igusa w Kolonii. Była to przełomowa decyzja w historii przedsiębiorstwa.

Kabel na każdą okazję

Efekt jest taki, że dziś katalog igusa ma niemal 1000 stron. Są tam podane parametry nie tylko e-prowadników dostosowanych do każdego rodzaju ruchu i wielu rodzajów kabli, ale również łożysk, złączy, tulei i całej gamy drobniejszej konfekcji. Wszystko to wykonane jest z polimerów, a zakład w Kolonii jest drugą w Europie (po Lego) fabryką pod względem liczby zamontowanych wtryskarek.

Samych kabli, zwanych chainflex, igus ma w ofercie 1244 typów. Są to produkty popularne i bardzo specjalistyczne: światłowody, przewody odporne na zginanie i skręcanie, dostosowane do wielu milionów cykli zgięć, itp. Przy ich projektowaniu uwagę poświęca się przede wszystkim dwóm elementom – materiałom z jakich są używane do ich wykończenia oraz sposobom wykonania.

Tylko elektrycznych kabli mamy 15 rodzajów. W zależności od ich możliwości fizycznych mogą one kosztować od dwóch do 170 zł – mówi Daniel Marzec, dyrektor zarządzający w polskim oddziale igusa.

Firma ma biura w 35 krajach na świecie, zatrudnia bezpośrednio niemal 3200 osób i buduje fabryki w Chinach i USA, które mają zacząć produkcję w przyszłym roku. W znacznym stopniu będą to jednak montownie, które składać będą finalne produkty z części produkowanych w Niemczech. Celem grupy jest osiągnięcie w 2020 roku jednego miliarda euro przychodu.

Słuchaj klienta swego

Steve Jobs miał zwyczaj wymyślać produkt i potem wmawiać klientom, że bez niego żyć nie mogą. Firma założona przez Güntera Blase ma do dziś inną filozofię. Tam słucha się klientów. Dlatego po opracowaniu własnych e-prowadnic i produkcji własnych kabli okazało się, że klienci chcieli by dostawać gotowe, finalnie złożone już produkty. Unikają w ten sposób samodzielnego montażu, w czasie którego marnuje się wiele materiałów, zajmuje wiele czasu i łatwo popełniać pomyłki.

Tak właśnie powstało rozwiązanie, nazwane przez igusa readychain. Polega ono na tym, że zamawiający dostaje gotowy, działający i przetestowany laboratoryjnie jeden system zasilania. Klient nie musi się martwić o parametry poszczególnych elementów, kompatybilność, żywotność ani... serwis.

Nasz system jest bezserwisowy. Mówimy klientowi ile minimum czasu będzie pracował. Odbiorcy nie muszą się martwić o czas przestoju, usuwanie awarii i tym podobne kłopoty, ponieważ wszystkie nasze produkty są starannie testowane w naszych laboratoriach – mówi Karol Lenkiewicz, menedżer produktu radychain.

Tak przygotowane systemy mogą pracować dosłownie wszędzie. Można je montować niemal z miliona elementów znajdujących się w magazynach igusa i elementów dostarczanych przez klienta. Znajdziemy je w maszynach tartacznych, systemach scenicznych (specjalnie zaprojektowany bęben pracuje np. w Operze w Sydney), w urządzeniach portowych, lakierniach samochodowych czy maszynach przesuwnych o długości nawet kilkuset metrów. Najdłuższa maszyna w Polsce korzystająca z readychain ma 340 m. Jeden z systemów działa także w spojlerze samochodu marki Porsche.

Zobacz też: Galeria zdjęć z fabyki igusa w Kolonii

Laboratorium testowe ma niemal 3 tys metrów powierzchni. Ma ono opracowanych 60 tys programów testowych. Testuje się tam dosłownie wszystko – nawet na zamówienie klientów. Takie zlecenia składają najchętniej firmy motoryzacyjne lub takie które wymagają dużej odporności na ciężkie warunki. Np. od wielu miesięcy sprawdza się odporność kabli w komorze chłodniczej w której panuje temperatura -25 stop. C. Do końca kwietnia kable przeszły już próby 2 mln cykli zgięcia, ale testy trwają nadal.

Yes, we can – to powiedzenie było używane w igusie zanim rozpowszechnił je prezydent Stanów Zjednoczonych. Pracownicy firmy często się tym chwalą. Tak samo jak używaniem elektrycznych skuterów do poruszania się po fabryce po której nikt nie chodzi pieszo.

Używaliśmy ich długo przed tym, zanim popularne stały się segway`e - opowiada z dumą Till Brinkmann, manager produktu z centrali w Kolonii.

O Autorze

Tagi artykułu

Chcesz otrzymać nasze czasopismo?

Zamów prenumeratę