Energia dla przemysłu - raport

Pixabay

Energia elektryczna jest jednym z decydujących czynników decydujących o kosztach produkcji i – co za tym idzie – konkurencyjności przedsiębiorstw.  Problem jest jednak w tym, że w Polsce głównym nośnikiem energii pierwotnej jest wysokoemisyjny węgiel, mocno kolidujący z polityką klimatyczną Unii Europejskiej, która zmierza do tzw. dekarbonizacji gospodarki. Obserwując sytuację w krajowej energetyce, na niedawno utworzonym u nas rynku mocy oraz giełdach, w odniesieniu do cen energii, węgla i uprawnień do emisji dwutlenku węgla, przedsiębiorcy mają powody do niepokoju.

W 2016 r. finalne zużycie energii w przemyśle krajowym wniosło 14,7 mln ton paliwa umownego (Mtoe), czyli tyle, ile 10 lat wcześniej, choć w międzyczasie wielkość produkcji przemysłowej powiększyła się 1,6 razy. Wskazuje to na znaczący postęp w ograniczaniu energochłonności przetwórstwa, do czego przyczyniły się: duże inwestycje w parki maszynowe i technologie odznaczające się mniejszym zapotrzebowaniem na energię, upowszechnienie cyfrowych systemów zarządzania energią i innymi mediami, umożliwiających m.in. raportowanie w czasie rzeczywistym danych o zużyciu energii przez poszczególne maszyny, ciągi technologiczne i działy, a także zmiany organizacyjne i mentalnościowe w firmach, skutkujące większą dbałością o racjonalne wykorzystywanie energii.

Do standardów obowiązujących w tym zakresie w UE wciąż nam jeszcze daleko. Polska gospodarka jest w stanie z jednej statystycznej jednostki energii wytworzyć znacznie mniej produktu krajowego brutto niż większość krajów zachodnioeuropejskich. Potwierdzają to dane Eurostatu, z których wynika, że w 2016 r. z każdego 1 kg toe w Polsce powstawało 4,3 euro PKB, podczas gdy np. w Irlandii było to 16,9 euro, w Wielkiej Brytanii – 11, we Włoszech – 10,2, w Niemczech – 9, a średnia unijna wynosiła 8,4 euro.

Wśród branż przemysłowych w strukturze zużycia energii finalnej dominują trzy zaliczane do branż energochłonnych: chemiczny, mineralny oraz hutniczy, o łącznym udziale wynoszącym w 2016 r. 53,4% – wobec 59,2% w 2006 r. Ponadto relatywnie dużych ilości energii potrzebują zakłady papiernicze i spożywcze (odpowiednio 3,75% w 2006 r. i 3,19% w 2016 r.). W przypadku energii elektrycznej wskaźnik przeciętnej energochłonności całego polskiego przemysłu wynosił w 2016 r. 6,1, co oznacza, że do wytworzenia produkcji sprzedanej o wartości 100 zł potrzebne było właśnie tyle kWh prądu. Produkcja szeregu wyrobów wymaga jednak znacznie większego nakładu energii elektrycznej – np. w przypadku cementu, wapna i gipsu wskaźnik energochłonności wynosił we wspomnianym roku aż 32,8, czyli był przeszło pięciokrotnie wyższy od przeciętnej dla przetwórstwa jako całości. Do szczególnie energochłonnych rodzajów produkcji należą również: wytwarzanie włókien sztucznych (wskaźnik na poziomie 29,5), masy włóknistej, papieru i tektury (24,8) oraz nawozów sztucznych i niektórych chemikaliów (24,5).

W Polsce najdrożej
Pokrycie całego zapotrzebowania polskiej gospodarki na energię elektryczną przy obecnych mocach wytwórczych elektroenergetyki nie jest możliwe. Chociaż w 2017 r. wytworzono w Polsce w sumie 165,9 TWh energii elektrycznej, to wobec zużycia na poziomie 168,1 TWh niezbędny był import prądu w ilości 2,3 TWh z Niemiec, Litwy i Szwecji. Głównym problemem polskiej energetyki jest jednak nie tyle zbyt mała w stosunku do potrzeb produkcja energii, ile fakt, że bazuje ona przede wszystkim na węglu, którego spalanie bardzo zanieczyszcza atmosferę dużymi ilościami CO2 oraz innych gazów i pyłów.

Polsce nie udało się zablokować niekorzystnych dla nas zmian w zasadach europejskiego handlu uprawnieniami do emisji CO2, w konsekwencji czego kraje UE, w tym także Polska, będą mogły liczyć na mniejszą pulę darmowych uprawnień, co z pewnością spowoduje wzrost ich ceny rynkowej. Jest to zresztą już widoczne – w czerwcu 2017 r. przeciętna cena uprawnień do emisji na Europejskiej Giełdzie Energii (EEX) oscylowała wokół 5 euro za tonę, a w czerwcu 2018 r. doszła już do 15 euro za tonę.

Na razie analitycy nie są zgodni co do tego, jak kształtować się będzie ona w dalszej perspektywie. Konieczność zakupu coraz większych ilości uprawnień do emisji CO2 jest jednak nieuniknione w warunkach energetyki węglowej, co z pewnością stymulować będzie wzrost cen energii. Czynnikiem sprzyjającym temu są także rosnące koszty wydobycia tego paliwa w Polsce, które zresztą sukcesywnie spada. W tej sytuacji potrzebny jest import – w ciągu pierwszych 5 miesięcy 2018 r. kupiliśmy za granicą ponad 7 mln ton, z czego większość w Rosji. Węgiel rosyjski jest tańszy od krajowego, ale ogólnie ceny na rynkach światowych utrzymują się na wysokim poziomie. Wszystko to razem sprawia, że koszty produkcji energii w elektrowniach i elektrociepłowniach węglowych będą rosły, co oczywiście wpłynie na ceny rynkowe prądu i ciepła.

Wzrost cen energii elektrycznej w Polsce potwierdzają również dane z warszawskiej Towarowej Giełdy Energii dotyczące pierwszej połowy 2018 r. O ile w latach 2015–2017 ceny energii elektrycznej na Rynku Dnia Następnego (RDN) oraz Rynku Terminowym Towarowym (RTT) zasadniczo pozostawały stabilne (wzrost ceny w całym tym okresie nie przekroczył 2%), o tyle w miesiącach wiosennych 2018 r. ostro poszły w górę i w czerwcu były wyższe w stosunku do poziomu ze stycznia o 70,02 zł za MWh (tj. 42,7%) w przypadku RDN oraz o 43,1 zł za MWh (26,3%) w przypadku RTT. Chociaż w pewnej mierze za wzrost cen prądu odpowiadają czynniki sezonowe (gorące lato i związane z tym powszechne używanie wentylatorów i klimatyzatorów), to jednak wynika on również z charakteru polskiego miksu energetycznego zdominowanego przez węgiel.

Już teraz cena energii elektrycznej w Polsce jest wyższa niż w sąsiednich krajach UE. Zgodnie z danymi Komisji Europejskiej w czwartym kwartale 2017 r. prąd w obrocie hurtowym był w Polsce o 16% droższy niż w Niemczech, ponad 14% droższy niż w Czechach i ponad 22% droższy niż w Szwecji. Choć w przypadku Szwecji w pierwszym kwartale 2018 r. różnice w hurtowej cenie energii elektrycznej w stosunku do jej poziomu w Polsce nieco się zmniejszyły (do 11,5%), to jednak w przypadku Niemiec jeszcze wzrosły – do 19,5%. Z kolei na Słowacji, gdzie w czwartym kwartale 2017 r. cena hurtowa energii elektrycznej było nieco wyższa niż w Polsce, w początkowych miesiącach 2018 r. prąd w handlu hurtowym znacząco potaniał i jego cena stała się o 13,4% niższa od ceny prądu w Polsce.

Z opublikowanych w grudniu 2017 r. przez Instytut Energetyki Odnawialnej długoterminowych prognoz dotyczących cen energii w Polsce wynika, że po 2020 r. w obrocie hurtowym będziemy mieli najdroższy w UE prąd i najwyższe taryfy dla wszystkich grup odbiorców, a więc przemysłu, usług i drobnego biznesu oraz gospodarstw domowych.

Ryzyko pogorszenia konkurencyjności
Wysokie koszty energii stanowią coraz wyraźniejszą barierę rozwojową polskiego przemysłu, zwłaszcza tam, gdzie zużycie energii na jednostkę produkcji jest szczególnie duże. Mimo że branże energochłonne w minionych kilkunastu latach zainwestowały miliardy w nowoczesne technologie produkcji i systemy chroniące środowisko, to pozycja rynkowa stalowni, cementowni, zakładów nawozów sztucznych itp. jest zagrożona właśnie przez rosnące obciążenia finansowe związane z pozyskiwaniem energii. Sytuacja pod tym względem raczej się nie poprawi z uwagi na rolę węgla w krajowej energetyce, którą coraz trudniej będzie pogodzić z polityką klimatyczną UE promującą niskoemisyjne nośniki energii. Rzecz idzie o dużą stawkę, ponieważ zgodnie z ustaleniami firmy doradczej EY (dawniej Ernst & Young) w energochłonnej części przetwórstwa powstaje blisko 11 proc. wartości dodanej brutto generowanej przez przemysł krajowy i pracuje łącznie ok. 500 tys. osób.

Potrzebna jest zatem korekta polityki przemysłowej, która w większym niż dotychczas stopniu uwzględniać będzie specyfikę branż energochłonnych. W innych krajach UE korzystają one na ogół z ochrony i wsparcia ze środków publicznych, w Polsce natomiast muszą ponosić rosnące koszty regulacyjne, które są konsekwencją zmian w prawie.
Przedsiębiorcy obawiają się, że tak właśnie będzie w przypadku ustawy z dnia 8 grudnia 2017 r. o rynku mocy, która wprowadziła mechanizm wspomagania inwestycji w energetyce konwencjonalnej (węglowej) oraz wynagradzania elektrowni za gotowość dostarczenia określonej mocy. Formalnie rzecz biorąc, ustawa ta przewiduje ulgę dla podmiotów energochłonnych w tzw. opłacie mocowej, ale z wyliczeń ekspertów wynika, że nawet przy pełnym wykorzystaniu tej ulgi koszty pozyskania energii wzrosną o 9–10 mln zł za każdy 1 TWh zakupionego prądu. Ponadto możliwość zastosowania ulgi w opłacie mocowej wymaga notyfikacji w Komisji Europejskiej, która zwykle bardzo długo rozpatruje tego rodzaju wnioski, a przecież opłata mocowa zacznie być doliczana do rachunku za prąd już od 1 października 2020 r.

W warunkach rynku mocy zatem pozycja konkurencyjna krajowego przemysłu, w tym zwłaszcza branż energochłonnych, nawet przy pomyślnym przebiegu procedury notyfikacji może ulec pogorszeniu. W tej sytuacji przedsiębiorcom nie pozostaje nic innego, jak szukać możliwości ograniczenia zużycia energii, w czym z pewnością pomoże wdrożenie programu zarządzania energią obejmującego wszystkie obszary działalności firm, nie tylko produkcję, choć ona będzie tutaj najważniejsza. W wielu firmach taki program już funkcjonuje, ale zawsze warto dokonać ponownego jego przeglądu, szukając rozwiązań poprawiających efektywność energetyczną przedsiębiorstwa.

Duży wzrost cen energii w Polsce przy obecnej strukturze miksu energetycznego wydaje się nieuchronny. To, w jakim stopniu wpłynie to na konkurencyjność polskiego przemysłu, zależeć będzie od aktywności przedsiębiorców w poszukiwaniu rozwiązań racjonalizujących zużycie energii, a także od skuteczności polityki państwa ukierunkowanej na wspieranie działań przedsiębiorstw w tym zakresie.

Tagi artykułu

Zobacz również

Chcesz otrzymać nasze czasopismo?

Zamów prenumeratę